Reklama

Święta i uroczystości

Boże Narodzenie na Syberii

O sybirakach, Wigiliach w rodzinnym domu, świętowaniu Bożego Narodzenia i Nowego Roku na Kresach ze Stanisławem Sznajderem – prezesem Oddziału Związku Sybiraków w Wałbrzychu – rozmawia Julia A. Lewandowska

Niedziela świdnicka 51/2013

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

Sybiracy

Iwona Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Julia A. Lewandowska: – Od jak dawna jest Pan prezesem Związku Sybiraków w Wałbrzychu i czym zajmuje się ten Związek?

Reklama

Stanisław Sznajder: – Jestem nim już dwie kadencje, czyli osiem lat. Oddział Związku Sybiraków w Wałbrzychu istnieje od 1990 r. i zrzesza 13 kół. Początkowy okres działalności tego Związku polegał na przeprowadzeniu weryfikacji nowych członków Związku, a także na staraniach, by uznać tych członków za kombatantów, bo to nie jest jednoznaczne być członkiem stowarzyszenia i być równocześnie kombatantem. Wszyscy nasi sybiracy, którzy są oczywiście sybirakami, są zaliczeni do grupy kombatantów.
Główne kierunki działania Związku to dbałość o pamiątki po sybirakach. W Oddziale Wałbrzyskim, w Kole w Bystrzycy Kłodzkiej, mamy grupę piszących pamiętniki. Koło wydało już trzy tomy pamiętników sybiraków. Każdy tom zawiera od 40 do 60 wspomnień indywidualnych. Również w Gimnazjum nr 6 w Wałbrzychu wydano kilka edycji wspomnień. Trudno mi powiedzieć w tej chwili ile, ale było to jakieś chyba dwanaście edycji. Wspomnienia sybiraków są następnie rozprowadzane w bibliotekach, szkołach i w bibliotekach miejskich. W Świebodzicach mamy jedną szkołę noszącą imię sybiraków, jest to Gimnazjum nr 1, i takich pamiątek czy pomników – znaków pamięci – jest więcej. Niemal w każdym kościele na terenie dawnego województwa wałbrzyskiego, na cmentarzach i obok świątyń poustawiane są kamienie z tablicami upamiętniającymi okresy zesłań bądź okresy rocznic zesłań. Również w Wałbrzychu mamy takie pamiątki.
Oddział Wałbrzyski Związku Sybiraków w ostatnich kadencjach miał dwóch członków Zarządu Głównego, w przedostatniej kadencji ja dołączyłem do Zarządu, a jedną kadencję wcześniej był nim mój kolega z Bystrzycy Kłodzkiej.
W ostatnim roku – 2013 – Koło w Bystrzycy Kłodzkiej utworzyło swój własny Oddział. To było nasze najliczniejsze Koło, bo liczyło 380 członków. Razem z tym Kołem na początku roku nasz Oddział liczył 2055 członków. Oczywiście, ten okres należy do tych, którzy odeszli od nas ze względu na wiek, ja mam 78 lat, więc zaliczam się do tych młodszych sybiraków. Obecnie wielką troską naszego Stowarzyszenia jest jego przyszłość. Co zrobić, jak utrzymać Stowarzyszenie i jego działalność na przyszłość? Mamy kilka pomysłów, chcemy mianowicie stworzyć stowarzyszenia miłośników sybiraków, do których należeliby nie sybiracy, a np. nauczyciele, nauczyciele historii w szkołach średnich. Również w nam podległych kołach odbywają się spotkania, a poszczególni członkowie zapraszani są do szkół na prelekcje, by uczniowie – jak to mówi się górnolotnie – doświadczyli spotkania z „żywą historią”.

– Jako dziecko trafił Pan do obozu w środkowej Syberii. Jakie są Pana wspomnienia związane ze świętami Bożego Narodzenia, które spędzał Pan jako dziecko?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Urodziłem się w Rudkach koło Lwowa. To nieduże, obecnie ukraińskie, miasteczko znane jest z tego, że tam w krypcie kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny został pochowany Aleksander Fredro. Od 1946 r. mieszkam na Dolnym Śląsku.
Wraz z rodziną (osiem osób – czterech dorosłych: rodzice, stryj i babcia oraz czworo dzieci: dwóch braci starszych ode mnie, młodsza siostra i ja) wywieziono nas 10 lutego 1940 r. do miejscowości Ungut w Krasnojarskim Kraju, gdzieś w okolicach Kańska nad rzeką Kan. Był tam zorganizowany łagier, w którym nas umieszczono. Zakwaterowano nas w barakach. Na terenie łagru znajdowała się łaźnia, stołówka i izolatki. Obóz był ogrodzony. Wszyscy zesłańcy od czternastego roku życia pracowali w przedsiębiorstwie eksploatacji lasu. Nie pracowała moja młodsza siostra, nie pracowałem ja, bo byliśmy mali, i nie pracował jeden z braci – rocznik 1929. A mój brat, który miał 15 lat, był już objęty pracą. Wszyscy chodzili do pracy przy wyrębie lasu. Cięli pnie drzewa na odpowiedni wymiar, układali w stos i zimą ciągnikami wozili nad rzekę. Na wiosnę, kiedy lody puściły, rzucano takie pocięte pod wymiar kloce do rzeki, i rzeką płynęły aż do Jeniseja, a Jenisejem do głównych tartaków. Dzieci do czternastego roku były zwolnione z pracy, miały tylko obowiązek zajmowania się młodszymi dziećmi, gdy starsi chodzili do pracy. Sami więc organizowaliśmy sobie zabawy.
Pierwsze święta Bożego Narodzenia dla mnie były wyjątkowo dziwne. Przyszedł dzień wigilijny, ojciec trzymał w ręku kromkę czarnego chleba, a wszyscy płakali. To był moment, który zapamiętałem. To było nasze pierwsze Boże Narodzenie na Syberii. Zima 1940/41 roku była bardzo ostra. To była pierwsza nasza zima tam. Z Bożego Narodzenia 1940 r. to ten fragment jakoś szczególnie wbił mi się w pamięć. Bardziej albo lepiej pamiętam jeszcze taki moment: od czasu do czasu udało się dostać paczkę. Nasz stryj, który nie był wywieziony na Sybir i mieszkał gdzieś przy rumuńskiej granicy, przysłał nam pewnego razu paczkę. Wiedział, oczywiście, co ma nam przysłać. W przesyłce był kilogram, może więcej, słoniny. Zauważyłem wtedy filozoficznie, że mamy prawdziwe święta, bo ziemniaki są podduszone i namaszczone. Taki drobny fragmencik wbił mi się w pamięć.
Na Syberii obchodzono urzędowo święta noworoczne. Święta były normalne, gdy nasi się domówili z naczelnikiem obozu i można było trochę wcześniej przyjść z pracy. Natomiast Nowy Rok był huczny. Nie chodziło się wtedy do pracy, były inne potrawy na stołówce. Podstawową potrawą na naszej stołówce był krupnik zabielany, a wtedy – w Nowy Rok – było trochę inaczej. Natomiast nie wiem, czy ja o tym wiem, bo to widziałem, czy ktoś mi o tym mówił – na Syberii też byli kolędnicy. Po wojnie, gdy już mieszkaliśmy we Wleniu, młodzież, dzieci organizowały kolędy. Chodziliśmy od domu do domu, kolędowaliśmy, a domownicy częstowali nas na przykład cukierkami. W pierwszy dzień świąt mniej, ale w drugi dzień zawsze było naszą ambicją, żeby chodzić po kolędzie. Natomiast jeśli chodzi o Nowy Rok nie było jakiś specjalnych obchodów tych świąt poza sylwestrem. Bo jeśli nie szło się na zabawę, to w domach organizowano jakieś drobne przyjęcia.
Po zakończeniu wojny zaczęła się repatriacja do Polski. Z Syberii do Polski nie wróciły babcia i siostra. 18 maja 1946 r. moja rodzina przyjechała do Szczecina. Szczecin nie był wówczas jeszcze nominalnie polski, mieszkało w nim dużo żołnierzy radzieckich i mój ojciec nie chciał zostać w Szczecinie. Ale mój brat – dużo starszy ode mnie – służył w 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki i przemaszerował szlak spod Lenino. W 1946 r., już w cywilu, mówił, że na Dolnym Śląsku, jest tak pięknie, więc postanowiliśmy tam pojechać. W czerwcu 1946 r. wyjechaliśmy na Dolny Śląsk, do Lwówka Śląskiego. Dzieciństwo spędziłem we Wleniu – to takie maleńkie miasteczko między Lwówkiem Śląskim a Jelenią Górą. Tam w zasadzie mieszkałem do 1950 r. Skończyłem szkołę powszechną, zdałem do technikum mechanicznego we Wrocławiu, skończyłem je w 1955 r. Po skończeniu technikum dostałem nakaz pracy do Świebodzic, 12 km od Wałbrzycha. Tutaj zacząłem pracę. Później ukończyłem wieczorowe studia we Wrocławiu na politechnice. Tu się ożeniłem, tutaj miałem dzieci i tutaj mieszkam do dzisiaj.

– Proszę opowiedzieć Czytelnikom o świątecznych tradycjach w Pańskiej rodzinie.

– Świąteczne tradycje w mojej rodzinie to te zaczerpnięte z Kresów Wschodnich, ale moja żona (a właściwie teściowie pochodzą z Wielkopolski), więc tradycje stanowią mieszankę. Wigilię obchodzimy tradycyjnie. Podczas Wieczerzy dzielimy się białym opłatkiem. A wśród potraw królują kutia [przyp. autora: nazwa pochodzi od słowa ukraińskiego (z greki) kókkos – pestka, ziarno, chociaż ludowa etymologia wskazuje na słowo kut – kąt] – jedno z dwunastu głównych dań dawnej kuchni kresowej – i pierożki z rozmaitymi przyprawami i nadzieniami: ruskie, ze śliwkami suszonymi i kaszą gryczaną zmieszaną z serem, które sam przygotowuję na wieczór wigilijny dla mojej rodziny. Przestrzegamy, by dań było jak najwięcej. Jest i kompot z suszu i makiełki. Takim ewenementem w mojej rodzinie jest to, że po modlitwie, gdy już wszyscy zasiądą do stołu, poza gospodynią i ewentualnie jednym pomocnikiem nikt od stołu nie wstaje do końca kolacji. Na koniec wieczerzowania śpiewamy kolędę.

– Jaka jest Pana ulubiona potrawa wigilijna?

– Najbardziej lubię barszcz z uszkami, ale na Wigilię – oprócz pierożków – rybę przygotowuję zawsze sam. Najczęściej jest to karp.

– Czego życzyłby Pan z okazji świąt Bożego Narodzenia mieszkańcom diecezji świdnickiej? Co chciałby im Pan przekazać jako prezes Związku Sybiraków?

– Przede wszystkim błogosławieństwa Bożego.
Chciałbym, żeby mieli trochę więcej dystansu do obecnych czasów. Żeby się tak nie przejmowali. Żyli w zgodzie z sobą, w wielkiej pogodzie ducha, a gdy chodzi o sybiraków – by byli bardziej pogodni i nie tylko żyli przeszłością, ale i teraźniejszością. Tego im życzę.

2013-12-18 09:21

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pokłon pasterzy

Niedziela przemyska 51/2013

[ TEMATY ]

pasterz

Boże Narodzenie

Arkadiusz Bednarczyk

Narodzenie z udziałem pasterzy - obraz z kościoła Sióstr Karmelitanek Bosych z Przemyśla

Narodzenie z udziałem pasterzy - obraz z kościoła Sióstr Karmelitanek Bosych z Przemyśla
To Ewangelista Łukasz szczegółowo opisuje scenę spotkania anioła z pasterzami. Otrzymują oni wiadomość, że nowo narodzone Dziecię to sam Mesjasz. Ale scena pokłonu pasterzy obecna jest nie tylko w Łukaszowej Ewangelii. Któż z nas nie zna pięknej kolędy „Anioł pasterzom mówił” czy „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Zalęknieni pasterze spieszą więc, zostawiając wszystko, podążając za słowami anioła. Anioł wybrał ich bo czuwali przy stadzie, nie spali. To znak także dla nas, obserwatorów cudu wigilijnej nocy. Mamy czuwać, aby nie przespać najważniejszych chwil w swoim życiu... Kiedy pastuszkowie dotarli na miejsce, nieśmiało uchylają drzwi ubogiej stajenki, św. Józef, któremu udziela się radosna atmosfera, zaprasza ich gestem do środka ubogiej stajenki. Wskazuje na nowo narodzone Dziecię. Nie tylko przepiękna Maria wpatruje się w swojego Syna. Z zaciekawieniem małemu chłopcu przyglądają się wół i osioł. Od Niego zaś, bohatera całej sceny, bije nieziemskie światło – światło nadziei dla całego świata... Wedle różnych, mniej lub bardziej wiarygodnych opowieści, pasterze czym tylko mogą dzielą się z ubogą Dzieciną, ofiarowując pożywienie, owieczki, a nawet płótno na pieluszki... Podekscytowani radosną nowiną otrzymaną od aniołów zostawiają swoje trzody i pędzą do groty Narodzenia. Na jednym z XVII-wiecznych francuskich obrazów, ukazującym bożonarodzeniową scenę widać płonącą świecę, którą trzyma w rękach Józef. Kiedy uważniej przyjrzymy się scenie, zauważymy, że św. Józef świecę tę przysłania swoją dłonią. Ale przez to nie robi się bardziej ciemno... Kiedy bowiem spojrzymy w dół, na śpiące słodko Dziecię, zobaczymy, że to właśnie Ono jest całym źródłem światła tej niezwykłej nocy... Bombardowani setkami kolorowych „świątecznych” obrazków na pocztówkach (zazwyczaj jeszcze na początku listopada) nie zawsze jesteśmy sobie w stanie wyobrazić dawnych ludzi, którzy nie znali fotografii, telewizji i kina. Dla nich źródłem wiedzy o biblijnych wydarzeniach, w tym o Narodzeniu Jezusa, mogła być tylko sztuka, gdyż jako niepiśmienni z reguły, wszystko co wiedzieli o Bożym Narodzeniu słyszeli w kościele. Kiedy więc w piętnastym stuleciu we florenckim kościele Santo Egidio otwarto tryptyk florenckich bankierów – Portinarich, w całym kościele rozległ się jęk zachwytu tych, którzy go ujrzeli po raz pierwszy. Swoich bohaterów artysta ukazuje w skali 1:1 (zatem średniowieczni obywatele Florencji mogli naprawdę poczuć, iż są świadkami Bożego Narodzenia nie w Betlejem, ale w ich własnym mieście). W tej scenie pojawia się cały orszak aniołów pełnych modlitewnego skupienia, adorujących Dzieciątko zarówno na ziemi, jak i unoszących się nad stajenką. Tryptyk pełen jest również symboliki – irysy i lilie są symbolem boleści Maryi, trzy szkarłatne goździki są symbolem gwoździ, którymi w przyszłości przybity do Krzyża zostanie Syn Człowieczy. Natomiast leżący snop zboża jest zapowiedzią Ostatniej Wieczerzy. Do stajenki również pospieszyli pasterze – widzimy jak trzej z nich ciekawie wypatrują małego Jezusa; jeden z nich właściwie jest jeszcze w biegu, właśnie zdjął kapelusz i wyciąga głowę aby dostrzec niezwykłe wydarzenie. Obrazki „Świętej Nocy”, wśród których dominują hołdy składane przez pierwszych świadków tego niezwykłego zdarzenia – naszych pasterzy, obecne są w wielu kościołach naszej archidiecezji. Muzeum Archidiecezjalne w Przemyślu posiada w swojej kolekcji bardzo stary obraz „Pokłonu pasterzy”, będący kwaterą skrzydeł ołtarza z Gniewczyny, z bardzo odległych czasów, bo z 1593 r., które wyszły z pracowni niejakiego Erazma Neapolitanusa. Monumentalna bazylika leżajska ozdobiona jest pięknymi malowidłami z XVIII wieku Stanisława Stroińskiego i jego lwowskich współpracowników, których tematyka (w prezbiterium) obejmuje scenę Pokłonu pasterzy. Boże Narodzenie w jednym z ołtarzy zdobi górującą nad Przemyślem mroczną świątynię sióstr Karmelitanek – tu również widzimy zaciekawionych pasterzy, którzy przybyli, aby Dzieciątku złożyć hołd; Boże Narodzenie jest również obecne w płaskorzeźbionej scenie Pokłonu pasterzy w kościele księży Salezjanów w Przemyślu (patrz – str. I). Sędziwy Józef z zachwytu składający w modlitewnym geście ręce i uśmiechnięta Maria czuwają nad błogo śpiącym Dzieciątkiem. Całej scenie z zaciekawieniem przyglądają się wół i osiołek. Wśród przybyłych i klęczących nabożnie pasterzy, jeden z nich w geście pozdrowienia zdejmuje lekko swój kapelusz pozdrawiając radośnie nowo narodzonego Mesjasza.
CZYTAJ DALEJ

Oświadczenie rzecznika prasowego archidiecezji wrocławskiej dot. Fundacji Teobańkologia

2025-12-17 10:01

[ TEMATY ]

Teobańkologia

Red.

Publikujemy oświadczenie rzecznika prasowego archidiecezji wrocławskiej dot. Fundacji Teobańkologia.

"W związku z rozwojem działalności fundacji Teobańkologia oraz szeroką skalą jej działań duszpasterskich i medialnych, metropolita wrocławski abp Józef Kupny powołał Komisję ds. zbadania funkcjonowania fundacji.
CZYTAJ DALEJ

Mikołaj z Polskiej Misji Katolickiej

2025-12-18 19:07

Magdalena Lewandowska

Paczki sprawiły dzieciom wiele radości

Paczki sprawiły dzieciom wiele radości

100 dzieci zostało obdarowanych prezentami z Polskiej Misji Katolickiej w Münster.

To mali podopieczni Fundacji Evangelium Vitae i Sióstr Boromeuszek. Już kilka tygodni temu pisali listy do św. Mikołaja, a Polonia z Niemiec starała się spełnić marzenia dzieci, by ich radość w te święta była ogromna.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję